Najzdrowszy gatunek zielonej herbaty to sproszkowana matcha, traktowana w kulturze Wschodu jako lekarstwo. Uchodzi ona wśród wszystkich gatunków zielonej herbaty za najbogatsze źródło antyoksydantów zapobiegających rozwojowi m.in. nowotworów, chorób układu krążenia (nadciśnieniu), cukrzycy oraz otyłości. Specyficzny proces produkcji zielonych listków wpływa zdecydowanie na ich lecznicze właściwości. Dwa tygodnie przed zbiorami krzewy są zacieniane specjalnymi bambusowymi matami (tradycyjny japoński sposób uprawy kultywowany od XVI w.). W ten sposób spowalnia się wzrost roślin. W tym czasie liście stają się bladozielone, aromatyczne i wytwarzają więcej aminokwasów. Tak powstaje tencha, baza do produkcji machy. Po ususzeniu ściera się ją na zielony proszek matcha (w tłum. „herbata w proszku”).
Do wytworzenia takiego gatunku herbaty potrzeba najmłodszych i najbardziej miękkich listków krzewu. Decyduje to o jej jakości. Matcha z grubszych i starszych liści staje się nieco piaszczysta i nie tak delikatna. Nie powinna również mieć zapachu siana, lecz lekko trawiasty aromat. Taki posmak o lekko kwiatowej nucie mają też nasze kruche ciasteczka. Sam proces mielenia herbaty wynaleźli i opracowali Chińczycy, podobnie jak bambusowy pędzel (chasen) do ubijania proszku w czarce.Jeśli wierzyć naukowcom, jedna filiżanka herbaty matcha ma równowartość odżywczą 10 filiżanek zwykłej zielonej herbaty i jest od niej 137 razy bogatsza w antyoksydanty. Zawiera też prawie tyle samo kofeiny co podobna porcja kawy. Ta w zielonej herbacie – L-teanina – dodaje energii stopniowo i chroni nas przed nagłym spadkiem witalności. Ale kluczowy jest tu czas parzenia zielonego proszku – od 2 do 3 minut. Przygotowując go dłużej (5–8 minut), uzyskamy odwrotny efekt. Odprężymy się, uspokoimy, zrelaksujemy.
Związek EGCG (galusan epigallokatechiny) obecny w matchy wpływa na poprawę metabolizmu, ale jeżeli nie zmienimy stylu życia, nie uruchomimy aktywności fizycznej i nie zaczniemy się właściwie odżywiać (bez chemii przede wszystkim i produktów rafinowanych), herbata nie rozwiąże problemów z otyłością.
Zielona herbata a hashimoto
Zielona herbata tak jak czarna i kawa nie są wskazane dla chorych na hashimoto, zwłaszcza kiedy decydujemy się na Protokół Autoimmunologiczny. Wszelkich produktów powszechnie uznanych za bardzo zdrowe, ale działających stymulująco na układ immunologiczny (np. Echinacea) zwykle tak się składa, że powinni unikać hashimotowcy. Dopiero kiedy bardziej poznamy swój organizm, wiemy, które ramię układu autoimmunologicznego mamy bardziej stymulować (przy dominacji jednego z nich) – Th1 czy Th2 – możemy wprowadzać do sposobu żywienia odpowiednie produkty. I tak gdy dominuje u nas ramię Th1 (tak jak w klasycznym Protokole Autoimmunologicznym. Wtedy wspomagamy Th2), możemy spróbować pić m.in. kawę czy zieloną herbatę. Oczywiście, dążymy do równowagi obu ramion układu odpornościowego, więc nie zawsze te napoje będą wskazane przez cały czas. Po prostu trzeba sprawdzać, jak się czujemy po tych produktach, wykonać badania na cytokiny. (Więcej na ten temat znajdziecie np. na www.tlustezycie.pl/2013/08/hashimoto-niedoczynnosc-tarczycy.html).
Szarłat, czyli ziarno amarantusa
W ciasteczkach z zieloną herbatą jest mąka z amarantusa. To pseudozboże po okresie diety Protokół Autoimmunologiczny zaleca się chorym na hashimoto. Na pewno bezglutenowe i w znacznie mniejszym stopniu zanieczyszczone glutenem niż niepalona kasza gryczana (mowa tu o produktach niecertyfikowanych).
Uprawia się ją nie tylko w Ameryce Północnej i Południowej, Azji Południowo-Wschodniej (w Indiach, Nepalu, Himalajach, na Cejlonie) oraz w Afryce (Nigerii, Mozambiku, Ugandzie), ale także w Polsce. Ponad 90 proc. upraw znajduje się na Lubelszczyźnie.
Ziarna amarantusa dostarczają nam łatwo przyswajalnego białka, które jako z jedno z niewielu białek roślinnych zawiera komplet aminokwasów egzogennych (pobieranych z zewnątrz), m.in. lizynę, tryptofan i metioninę. Nasiona szarłatu obfitują w jedno- i wielonienasycone kwasy tłuszczowe, zmniejszające ryzyko miażdżycy i innych chorób układu krążenia. Nasz organizm zaczerpnie z amarantusa łatwo przyswajalne minerały, np. żelazo, wapń oraz magnez, fosfor i potas. Nie brak w tym pseudozbożu witamin z grupy B oraz antyoksydantów – witamin A, C i E. Ze względu na dużą zawartość błonnika korzystnie wpływa na pracę jelit, choć, tak jak już pisałam, u niektórych hashimotowców ten błonnik i takie węglowodany się nie przyswajają, bo jelita nie funkcjonuja prawidłowo. Nasiona amarantusa zawierają sporo skwalenu hamującego starzenie się komórek. Z powodzeniem mogą spożywać go osoby z miażdżycą, cukrzycą czy hiperlipidemią.
Mąka z amarantusa przypomina piasek i jest dość ciężka w obróbce, dlatego łączę ją z mąką z cieciorki i lnem, które sklejają ciasto. Warto ją stosować jako dodatek do ciast, gotować jako kaszę (np. z pieczonym jabłkiem czy pieczonymi warzywami). A ciasteczka? Pycha!
Składniki:
250 g miękkiego masła ghee (może być połączone pół na pół z olejem kokosowym)
1 szklanka pestek słonecznika
1 szklanka płatków jaglanych błyskawicznych
1/2 szklanki mąki gryczanej
3/4 szklanki mąki z amarantusa
2 i 1/2 szklanki mąki z cieciorki
6-7 łyżek miodu rzepakowego
3/4 łyżeczki mielonego kardamonu
3/4 łyżeczki imbiru
1/2 łyżeczki cynamonu
10 łyżeczek japońskiej zielonej herbaty sproszkowanej matcha (dostępnej np. w Internecie i sklepach Kuchnie Świata)
4 łyżeczki mielonego siemienia lnianego zalanego gorącą wodą i szybko wymieszanego
2 łyżeczki sody oczyszczonej (niesklepowej)
Czas przygotowania: ok. 1 godziny
Wykonanie:
Zmielone siemię zalewamy gorącą wodą, szybko i mocno mieszamy, by nie powstały grudki i utworzyła się jednolita masa. Studzimy. Pestki słonecznika miksujemy lekko lub tłuczemy w moździerzu, by zachować małe kawałeczki. One nadadzą ciasteczkom kruchość. Wszystkie składniki, łącznie z ostudzonym siemieniem, zagniatamy ręcznie na stolnicy. Możemy dodatkowo podsypać ciasto grubo zmieloną mąką gryczaną, jeśli bardzo się klei. Mnie ono w ogóle nie przywierało i nie sprawiało problemów. Sprawnie też poszło „rozwałkowywanie” masy. Po prostu palcami rozprowadziłam ciasto na stolnicy tak, by placek miał grubość 1–1,5 cm. Następnie wycinamy foremkami (preferujemy ze stali, a nie plastikowe) lub małym kieliszkiem ciasteczka. Smarujemy pędzelkiem umoczonym w wodzie przegotowanej i posypujemy czarnym, białym sezamem lub przyklejamy na każdej sztuce orzech nerkowca. Układamy ciasteczka na blasze wyłożonej papierem do pieczenia lub tylko grubo wysmarowanej olejem kokosowym.
Pieczemy w 180 stopniach Celsjusza ok. 10 minut. Najlepiej obserwować, aż nabiorą złotego koloru, ale nie stracą herbacianej zieloności. Dlatego ja ich zbytnio nie spiekam. Nie dodaję też zbyt dużo przypraw, by ciasteczka pozostały wyraźnie herbaciane.
Korzystałam z portali:
www.poradnikzdrowie.pl/zywienie/co-jesz/matcha-zielona-herbata-w-proszku-wlasciwosci-jak-parzyc-matche_37099.html
http://www.poradnikzdrowie.pl/zywienie/zasady-zywienia/amarantus-wlasciwosci-i-przepisy_35700.html
http://www.czajnikowy.com.pl/herbata-matcha-wlasciwosci-parzenie-historia/
http://www.tlustezycie.pl/2013/08/hashimoto-niedoczynnosc-tarczycy.html
Brak komentarzy til "Kruche ciasteczka z zieloną herbatą"